Nowy rok, nowa ja… Tyle że z tymi samymi postanowieniami, co zwykle, toteż powracam do moich podsumowań, licząc, iż będą się w tym roku pojawiać systematycznie. Zresztą nie tylko one! W ogóle mam w sobie potrzebę powrotu do pisania, więc kto wie, kto wie… może tym razem się uda. Oczekujcie więc nowych postów! Na pierwszy ogień idzie KULTURALNE PODSUMOWANIE MIESIĄCA i oto, jak się reprezentował mój styczeń.
KSIĄŻKI
8 przeczytanych książek, w tym jednak 5 dla dzieci. Ale, ale! Nie wliczam w to książeczek dla Adasia (tutaj akurat królowała Kicia Kocia z Nunusiem, Króliczek i Peppa), a jedynie te już dużo bogatsze w treści tytuły czytane Lideczce na dobranoc.
Dla dzieci (#blioteczkaLidii)
Najdłużej (zaczęłyśmy już w grudniu!) zajęło nam czytanie „Gwiazdkowego Prosiaczka”* autorstwa J.K. Rowling. Przyznaję, kupiłam tę książkę z sentymentu i mojego uwielbienia dla Harry’ego Pottera. I nawet gdyby Lidia nie była nią zainteresowana, to pewnie sama bym ją sobie przeczytała. Ale o dziwo (choć w sumie może wcale nie powinnam się dziwić) Lidia chciała jej słuchać. Chciała, pomimo braku kolorowych ilustracji na każdej stronie, do których była przyzwyczajona i pomimo zbyt trudnych – jak na jej wiek (5 lat) – tematów („utrata” najbliższych). W każdym razie dawkowałyśmy sobie tę bądź co bądź cudowną historię przez wiele wieczorów i nawet jeśli Lidka nie wszystko dobrze zrozumiała (na to przyjdzie jeszcze czas), to osobiście baaaardzo tę książkę polecam. Jest w niej wiele dobra i magii. Jak to u Rowling.
Kolejny tytuł na nasze dobranocki wybrała Lidia, a mianowicie – bo jakżeby inaczej – „Anna & Elsa. Niech żyje królowa!”. I cóż mogę dodać, wiadomo, Elsa… Lidzia nadal, choć nie wariuje na jej punkcie, to bardzo ją lubi. A książka? Hmm… nic specjalnego. I nic, co bym jakoś specjalnie polecała dalej.
Ostatnie trzy pozycje były moimi propozycjami. „Jasia i Janeczkę”* czytałyśmy już wcześniej, ale nie w całości. Ale nawet gdyby… Przygody tej dwójki są po prostu fenomenalne. Krótkie, zabawne historyjki, które zdecydowanie absorbują uwagę dziecka. Polecamy bardzo. Czas wyposażyć się w kolejne części.
Parę lat temu kupiłam 3 tomy z serii o Muminkach. W końcu przyszedł czas na pierwszy z nich, czyli „Małe trolle i duża powódź”. Niestety, Lidka nie zapałała miłością. Wysłuchała do końca, ale gdy chciałam sięgnąć po kolejny tom, to grzecznie podziękowała.;) No cóż. Dodam tylko, że nigdy wcześniej nie czytałam żadnej książki o Muminkach, a przynajmniej nie pamiętam, by tak było, a po tym pierwszym razie jakąś wielką fanką też nie zostałam. Może przy kolejnej próbie?
No i dochodzimy do „Niesamowitych przygód dziesięciu skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych)”* Justyny Bednarek. Pomysłowa, zabawna, ciekawa. Z przyjemnością zaopatrzę się (tzn. Lidkę) w kolejne części. Wówczas może poświęcę cały wpis tej serii.
Moje
A co się tyczy „moich” książek. Były tylko 3, ale za to każda z nich zasługuje na miano co najmniej bardzo dobrej.
„Uwaga! Złość”* Ewy Tyralik-Kulpy dostałam od wydawnictwa Natuli. I powtórzę to, co pisałam już wcześniej na Instagramie: to jest bardzo dobra książka. Jak dla mnie porządkująca i potwierdzająca moje własne stanowisko odnośnie „złych” emocji u dziecka. Co więcej, po przeczytaniu tej pozycji – o złości – paradoksalnie czuję się jakoś taka… spokojniejsza. Wiem, że złość jest potrzebna (dla każdego człowieka) i znaczy więcej niż mogłoby się z pozoru wydawać, wszak jest tylko „wierzchołkiem góry lodowej”.
Kolejna książka (w sumie to pierwsza, którą przeczytałam w tym roku) to książka niezwykła. Tajemnicza, wspaniale napisana. Bardzo wciągająca. „Trzynasta opowieść”* Diane Setterfield z Serii Butikowej Albatrosa. Jestem zachwycona. Absolutnie polecam. Odkryłam, że jest też ekranizacja z 2013 roku – muszę obejrzeć! Wcześniej czytałam „Była sobie rzeka” tejże autorki, a obecnie zanurzam się w lekturze jej „Czarnych skrzydeł czasu” (premiera już 9 lutego!) i chyba mogę już powiedzieć, że jestem fanką i sięgnę po każdy kolejny tytuł, który wyszedł i wyjdzie spod jej pióra.
Podobnież jak stałam się fanką książek Lucindy Riley, która – z wielkim żalem to piszę – zmarła w zeszłym roku po długiej chorobie. Z jej prozą zetknęłam się zupełnie przypadkiem, kiedy to w 2016 roku dostałam od wydawnictwa Albatros książkę-niespodziankę, wspaniałą „Różę Północy”. Teraz mam już za sobą dużo więcej jej książek i każda, przyznaję, bardzo trafiła w mój gust czytelniczy. W tym oczywiście każda z serii „Siedem sióstr”. Jakiś czas temu kupiłam sobie „Zaginioną siostrę”* i oczywiście czytanie jej było samą przyjemnością. Te tajemnice, powroty do korzeni… UWIELBIAM! W 2023 roku zostanie wydana ostania, ósma część, która ma wyjaśnić WSZYSTKO, a której współautorem będzie syn autorki. Ona sama – jak udało mi się gdzieś przeczytać – zdążyła jednak nakreślić całą fabułę i napisać co ważniejsze rozdziały. Czekam.
FILMY
W tym roku nadal #nadrabiamzaległości, ale i staram się być nieco bardziej na bieżąco. Tylko czasu jakoś niewiele na to wszystko. Niemniej co nieco udało mi się obejrzeć.
Z seriali obejrzałam „Ogrodników” (2021) – bardzo dziwny, nieco surrealistyczny, ale i chyba właśnie przez to wciągający. Dobrze jednak, że było tylko 8 odcinków.;) Bardzo polecam za to (jeżeli ktoś jeszcze nie miał okazji) obejrzeć „Safe” (2018) na podstawie powieści Harlena Cobena. Również miniserial, ale za to nie mogłam się oprzeć przed włączeniem kolejnego odcinka. Warto! W międzyczasie nadganiam powoli już czwarty sezon absolutnie znakomitego „The Crown”. Ależ to jest serial! Uwielbiam!
Z filmów obejrzałam tylko dwie ubiegłoroczne premiery. O obu z nich było głośno, ale tylko jedna mnie zachwyciła, przez co po prostu nie mogę się doczekać kolejnej części. Mowa o „Diunie”. Książki nie czytałam, ale film – bajka! Co się zaś tyczy drugiego tytułu, czyli „Nie patrz w górę”, oj, tutaj uczucia mam bardzo mieszane. Świetna obsada, założenia i myśl przewodnia jak najbardziej trafne, ale to rozciągnięcie w czasie… te dłużyzny… te nic nie wnoszące moim zdaniem sceny… Wkurzało mnie oglądanie tego filmu, bo potencjał jego był świetny. Niestety, trochę jednak zawód.
MIEJSCA
Muzeum Pamięci Sybiru
Z racji, że akurat byliśmy z mężem w Białymstoku, postanowiliśmy zwiedzić Muzeum Pamięci Sybiru, które zostało otwarte dla zwiedzających w 2021 roku. W tym czasie (piątek, przed południem) byliśmy chyba jedynymi zwiedzającymi. Bilet normalny z opcją audioprzewodnika kosztował 30 zł za osobę, a zwiedzanie zajęło nam dobre 2 godziny, choć wcale tego nie odczułam.
Ze strony Muzeum: „Jest to pierwsze muzeum w Polsce w całości poświęcone dziejom Polaków na Sybirze – zarówno deportowanym w XX, jak i zesłańcom XIX-wiecznym i wcześniejszym, jak również dobrowolnemu osadnictwu na Syberii i badaniu tej ziemi przez polskich odkrywców”.
Przyznaję, byliśmy pod wrażeniem tego miejsca. I bardzo poruszeni. Zapiszcie sobie to muzeum na liście do koniecznych do zwiedzenia. Choć niekoniecznie z dziećmi…
Edit: Jak mogłam zapomnieć i nie wspomnieć? To pewnie dlatego, że tam pracuję. Mowa o Muzeum Historycznym w Ełku. A to właśnie w styczniu otworzyliśmy świetną wystawę twórczości Wandy Sadowskiej, ełczanki z wyboru, pt. „Ełk. Przenikania”, na którą składa się 21 obrazów i 8 totemów. I to właśnie w ramach tej wystawy nasz Dział Edukacji zorganizował cudowne Rodzinne Ferie w Muzeum – jednodniowe spotkania z historią i sztuką, na których to moja Lidka stworzyła swój pierwszy obraz na płótnie. Tak sobie teraz myślę, że muszę więcej i częściej pisać o tym naszym muzeum, bo – wierzcie mi na słowo tudzież sami się przekonajcie – dzieją się tam świetne rzeczy.