Prawdę śpiewał Ryszard Riedel, że w życiu piękne są tylko chwile. Nie zawsze jest przecież tak, jak byśmy tego chcieli. Nie zawsze życie układa się po naszej myśli. Ale są takie chwile (pojedyncze dni, godziny, momenty…), dzięki którym czujemy, że to wszystko ma jednak sens, że nasze życie ma sens, że jest dobrze, że możemy być, że jesteśmy szczęśliwi.
Te chwile mogą mieć związek z nami samymi – gdy skutecznie spełniamy swoje marzenia, zarabiamy coraz większe pieniądze, osiągamy sukces w jakiejś dziedzinie, a tym samym podwyższamy poziom własnego życia, jesteśmy lubiani, doceniani, podziwiani, ale również – jeśli nie przede wszystkim – z drugim człowiekiem. Nie jesteśmy stworzeni do życia w pojedynkę. Moim zdaniem każdy z nas kogoś potrzebuje. Każdy z nas, nieważne jak bardzo lubiłby swoje własne towarzystwo, pragnie obecności innej osoby. To te chwile, z tą drugą osobą, są najważniejsze. Nie sądzę, by ktoś się temu sprzeciwiał.

15 lipca 1988 roku rozpoczęła się niezwykle poruszająca historia Emmy i Dextera. Młodzi, świeżo po studiach, snują plany na temat swojej przyszłości, nie mając pojęcia, co tak naprawdę im przyniesie, jak bardzo ich zmieni, unieszczęśliwi, oszuka… Nie pasowali do siebie, tak bardzo się od siebie różnili – pod każdym niemal względem. Wiedzieli o tym. Ten jeden dzień miał się już nigdy nie powtórzyć. Wiedzieli o tym. Nie mieli nic przeciwko. Tak im się przynajmniej wydawało. W gruncie rzeczy to właśnie siebie nawzajem przez kolejne lata najbardziej potrzebowali – nie zawsze jednak mając tego świadomość czy też nie umiejąc się po prostu do tego przyznać.
„Jeden dzień” to wspaniała, choć bardzo smutna historia o ludzkim życiu, o chwilach tak bardzo ulotnych, o czasie, którego zawsze brakuje, który wszystko zmienia – choć wcale o to nie prosimy. David Nicholls skradł moje serce tą powieścią.
Ten jeden dzień, 15 lipca, stał się swego rodzaju drogowskazem. Pokazywał, na przełomie kilkunastu lat, jak bardzo życie Emmy i Dextera się zmieniało. Jak oni sami się zmieniali. Rok za rokiem. Raz blisko, raz daleko od siebie. Ich uczucie, stosunek do wielu rzeczy – to wszystko ulegało zmianom. Nie zawsze rozumiałam poczynania bohaterów, nie zawsze im wówczas kibicowałam. Tak łatwo było znienawidzić Dextera… Nie trudniej było złościć się na Emmę. Niemniej wciągnęłam się w tę historię, totalnie zapominając, że jest ona tworem czyjejś wyobraźni. Historia Emmy i Dextera mogłaby być przecież historią każdego z nas (wiem, o czym mówię).
Książka zmusza do refleksji, do zastanowienia się nad własnym życiem, nad tym, czego naprawdę potrzebujemy, czego pragniemy, co daje nam radość, bez czego lub częściej – bez kogo nie wyobrażamy sobie swojego życia.
Uczy doceniać.
Piękna. Prawdziwa. Niezwykła.
Absolutnie polecam.