Nowy Rok, choinka już rozebrana, czas na nowe plany i wyzwania. Niemniej nie przeszkadza mi to zupełnie w czytaniu książek, które można by nazwać stricte świątecznymi, których czas (jakby to nie zabrzmiało) już trochę minął. A wręcz przeciwnie – nadal umilam sobie wieczory tymi nieśpiesznymi tytułami. Dzisiaj podzielę się z Wami moją opinią na temat „świątecznego zestawu” od wydawnictwa Czwarta Strona – moim zdaniem nie tylko na święta, ale i na cały ten zimowy czas, co by (tracąc nadzieję, patrząc przez okno) zimowy klimat poczuć choćby z przeczytanych stron.
Czwarta Strona wydała na koniec zeszłego roku siedem książek, których fabuła oscyluje wokół gwiazdki, choinki czy Mikołaja, krótko mówiąc – wokół Świąt. Wszystkie napisane przez poczytne polskie autorki, choć ja, przyznaję, miałam z nimi do czynienia po raz pierwszy dopiero teraz – głównie dlatego, że ostatnimi czasy rzadko sięgałam po tego typu literaturę (obyczajową, romanse). Rok 2020 był jednak zbyt obfity w złe wydarzenia, by nie sięgnąć w końcu po coś odprężającego i niezbyt wymagającego. Potrzebowałam takich książek, jakie zaproponowała Czwarta Strona. Na tę chwilę przeczytałam już pięć z nich. O świetnym „Zostań moim aniołem” pisałam już na blogu. Teraz czas na kolejne.

Otwórz się na miłość – Natalia Sońska
Ok, zaczynam od tej książki, która jednak nie trafiła w moje czytelnicze gusta (trudno, żeby wszystko się podobało). Przede wszystkim przez główną bohaterkę, której zachowania po prostu nie mogłam wytrzymać. Jej niepewność siebie aż mnie bolała, a przemiana, która się w niej później dokonała, wydała mi się trochę odrealniona. Niemniej to tylko moje odczucia. Ja wiem, że takie dziewczyny istnieją, że borykają się z różnymi doświadczeniami, które rzutują na całe ich postrzeganie rzeczywistości, że są zamknięte na innych, że nie ufają, że trudna relacja z matką itp. itd., niemniej, no niestety, jakoś między nami nie zaiskrzyło.
A muszę przyznać, że chwilami zapowiadało się na naprawdę ciekawą historię. Sam początek, pewne niespodziewane i niefortunne spotkanie Ani z nieznajomym, obiecywał wiele. Nawet ona nie przypuszczała, jak wiele dzięki temu w jej życiu się zmieni, tak w życiu osobistym, jak i zawodowym. Powoli zaczęła wychodzić ze swojej strefy komfortu i otwierać się na świat i ludzi wokół. Przede wszystkim jednak na siebie. I ta idea bardzo mi odpowiada. Sam zamysł na powieść jest jak najbardziej na plus. No ale… Myślę, że poza bohaterką, również ten zbyt bajkowy klimat nie do końca przypadł mi do gustu. Może kiedyś, parę lat wcześniej. No teraz nie bardzo…. Jak to mówią: bywa.
Dla (mimo wszystko) zainteresowanych: TUTAJ znajdziecie dobrą ofertę.

Gdybym cię nie spotkała – Agata Przybyłek
Tę książkę pochłonęłam zaś w dwa wieczory. W dużej mierze dlatego, że został zastosowany jeden z moich ulubionych zabiegów literackich, gdy akcja toczy się dwutorowo – w teraźniejszości i przeszłości – i gdy w jakiś sposób historie łączą się ze sobą czy też coś je ze sobą łączy. W przypadku danego tytułu był to ośrodek kultury (miejsce pracy głównej bohaterki, Sary), a wcześniej synagoga i przytułek dla sierot wojennych (prowadzony przez Chanę). Obie kobiety łączyła jedna zasadnicza cecha: nie potrafiły przejść obok cierpienia innych obojętnie. Każda na swój sposób, każda w zupełnie innym czasie, w innych okolicznościach i z innymi konsekwencjami swoich czynów. Niemniej żadna zdawała się nie żałować swojego poświęcenia.
Historia Chany szczególnie chwytała za serce i to ona mogłaby tak naprawdę mieć czego żałować. Jej postawa była jednak czysto altruistyczna, dyrektorka była swoim podopiecznym w pełni oddana, czuła się za nich odpowiedzialna. Czy na tym cokolwiek zyskała? A może wręcz przeciwnie?
Sara zaś postanowiła pomóc bardzo chorej dziewczynce, uczęszczającej niegdyś na jej warsztaty teatralne, i zorganizowała mikołajkową aukcję na jej leczenie. Tak się złożyło, że szukając sponsorów, darczyńców, poznała wówczas znanego sportowca, który wrócił do rodzinnego miasteczka, niejakiego Daniela. I co tu dużo mówić – zaiskrzyło. ;) Tyle że Daniel był w dość trudnym momencie swojego życia i tak naprawdę nie wiedział, co dalej…
Bardzo dobra historia, która daje do myślenia. Bo czy takie skupianie się na innych, dzielenie się sobą z nimi, jest warte więcej, niż to, gdy to my jesteśmy najważniejsi? Co nam daje taka postawa? Polecam bardzo.
TUTAJ znajdziecie dobrą ofertę.

Blask choinki – Agnieszka Lis
Kolejny tytuł jest dla lubujących się w… rozmowach. Bo nie ma co ukrywać, iż w większości niewiele się tam, w tej fabule, w gruncie rzeczy dzieje. Nie wszyscy trawią tego typu powieści, ale ja, przyznaję, mam chyba do nich jakąś słabość. „Blask choinki” jest ciekawy przede wszystkim ze względu na relacje, które łączą bohaterów – uczestników świątecznego wyjazdu do Zakopanego. A trochę tych postaci jest! Wymieniać nie zamierzam. Na wstępie książki wszyscy są przez autorkę opisani, niemniej nie ma co ukrywać – w trakcie lektury można się pogubić. Z czasem jednak można też przywyknąć i ogarnąć, kto jest kim i… z kim. Bo tu czeka na nas, jak i samych zainteresowanych, pewna niespodzianka, ale o tym cicho sza! ;)
Mnie chyba najbardziej oczarowali Państwo Starsi. Najbardziej doświadczeni, najmniej egzaltowani, dobrze mi się ich słuchało. Choć trzeba przyznać, iż potrafili również zaskoczyć.
Podsumowując: jest to najbardziej nieśpieszna podróż pośród wszystkich, które proponuje Czwarta Strona i jak sama Agnieszka Lis informuje: „to jest historia raczej lekka i przyjemna, świąteczna. Poszukiwaczy silnych wrażeń zapraszam do innych moich książek”, których notabene jestem bardzo ciekawa.
TUTAJ znajdziecie dobrą ofertę.

Grudniowe kwiaty – Karolina Wilczyńska
Nie miałam pojęcia, że to 8 tom z serii, toteż nie ma co ukrywać – trochę mnie ominęło. Nie wiem, o czym/o kim traktowały poprzednie części i jak bardzo miały one wpływ na odbiór „Grudniowych kwiatów”, ale jestem już po lekturze owej książki i muszę przyznać, że czytało mi się ją całkiem nieźle. Trochę zaskoczenia, miłe akcenty, ciekawe sąsiedzkie relacje i ten nietypowy sposób narracji. Opowiadaczy mamy kilku, ale najciekawsze jest to, do kogo się oni zwracają. Odpowiedź brzmi: nie mam zielonego pojęcia. Mówią do kogoś bliskiego, przekazują ważne informacje, ale nigdy nie otrzymują (a przynajmniej my nic o tym nie wiemy) żadnej odpowiedzi. Tak jakby spotkali się z przyjacielem/przyjaciółką na kawie i streścili najważniejsze, znaczące wydarzenia z ostatnich dni/miesięcy. Chyba muszę wrócić do pierwszego tomu, może wówczas dowiem się czegoś więcej.
Co się zaś tyczy samej powieści, to głównymi bohaterami (a przy tym narratorami) są mieszkańcy ulicy Kwiatowej, tj. Norbert, Julia, Kaja i Danuta, opiekunowie czterech muszkieterów, psów, których chyba (podejrzewam, że więcej na temat było w poprzednich tomach) uratowali i przygarnęli, przez co w swoisty sposób zostali ze sobą „połączeni”. Jak się jednak okazuje, ich relacje do pewnego momentu były dość powierzchowne, a opinie na swój temat (jakże błędne) wyrabiali na podstawie pozorów. Dodam tylko, że najciekawsza była dla mnie opowieść z perspektywy Danuty, pani prawnik mieszkającej z synem. Konkretna, charakterna babeczka, a przy tym pełna ciepła i empatii. Koniec końców to właśnie u niej wyżej wspomniani sąsiedzi (plus jeszcze kilka innych nie mniej znaczących osób) spotkało się w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia.
I tak na koniec, cytując za wydawcą: „Żadna sytuacja nie może być tak trudna, by nie dało się znaleźć wyjścia z niej. Szczególnie, gdy ma się obok przyjaciół”.
TUTAJ znajdziecie dobrą ofertę.

No dobrze, to zostały mi już tylko dwie do przeczytania: „Wzgórze świątecznych życzeń” Sylwii Trojanowskiej oraz „Kraina zeszłorocznych choinek” Joanny Szarańskiej. Zapowiadają się udane wieczory z książkami Czwartej Strony nie tylko na święta, czego i Wam życzę. :)
