Flawia de Luce – cóż za niezwykła dziewczynka! Uzdolniona chemiczka, której niestraszne dwie starsze siostry, martwi czy inspektorzy policji. Zdaje się, że wręcz przeciwnie – to właśnie wyżej wymienieni stwarzają jej najlepsze okazje do tego, aby mogła wykazać się wiedzą, inteligencją czy umiejętnością dedukcji, której nie powstydziłby się sam Sherlock Holmes. A trzeba dodać, że ma dopiero 11 lat. Strach się bać?

Zatrute ciasteczko – tom I

I to wszystko. I zawsze tak samo, od narodzin po śmierć! Bez mrugnięcia powieką, bez choćby zająknięcia odsyła się jedyną kobietę na miejscu zbrodni do kuchni, żeby przypilnowała wrzątku. Żeby się zakrzątnęła! Zorganizowała! Za kogo on mnie bierze? Za pastucha?

Wystarczył ten jeden fragment, ta jedna myśl Flawii, bym poczuła do niej wielką sympatię – toż sama, mając dwóch braci, niejednokrotnie irytowałam się z podobnych powodów. Bo nie od dziś wiadomo, że stać nas (dziewczęta/kobiety) na o wiele więcej niż „parzenie herbaty”, czyż nie? I Flawia, mimo młodego wieku, w pierwszym tomie swoich przygód udowadnia to na każdym kroku – zuch dziewczyna!

DSC_0636

A wszystko za sprawą tajemniczego morderstwa w ogrodzie głównej bohaterki. To właśnie Flawia była świadkiem ostatniego tchnienia, w tym ostatniego, ale jakże znaczącego słowa ofiary. Ofiary, której tożsamość, a tym bardziej okoliczność pojawienia się w owym miejscu, były nieznane. Nie mówiąc już o samym mordercy! Flawia nie miała zamiaru czekać (z ust jak wielu jedenastolatek byście to usłyszeli?) na wątpliwe jej zdaniem – o ile jakiekolwiek – postępy miejscowej policji w tej sprawie. Zwłaszcza że podejrzanym stał się jej ojciec! Nie mogła dopuścić do tego, by uznano go winnym. Zrobiła więc wszystko, by ustalić prawdę. A najważniejszym tropem okazał się być znaczek pocztowy znaleziony w dziobie martwego ptaka na progu rodzinnego domu…

Alan Bradley rozpoczął cykl z Flawią de Luce w roli głównej w bardzo dobrym stylu! Angielska wioska Bishop’s Lacey, rok 1950 – czas i miejsce tworzące idealny klimat pod fabułę kryminału. Błyskotliwe dialogi, poczucie humoru, dbałość o każdy szczegół, świetnie wykreowane postaci, no i te bogate, wyszukane słownictwo, ten język! Mimo że książka skierowana jest przede wszystkim do młodzieży, to dorośli również nie poczują się zawiedzeni. Autor traktuje swoich czytelników bardzo poważnie, wierzy w ich inteligencję i dba o komfort czytania – dla mnie to była sama przyjemność.

Dlatego uczciwie polecam lekturę „Zatrutego ciasteczka”. Śmiem nawet twierdzić, iż zakup tej książki byłby udanym prezentem pod choinkę – dla tych młodszych (wszak to grupa docelowa) na pewno! I coś mi się wydaje, że wówczas nie byłby to ostatni tytuł z tej serii.

Czas na kolejne tomy, a jak! Na kolejne Flawii przygody.

PS. Piątka z plusem dla Wydawnictwa Vesper za tak piękne wydanie!

Za książkę dziękuję: Wydawnictwu Vesper
Autorem powyższych zdjęć jest Jakub Ćwiklewski.