No tak, Flawia de Luce, którą stworzył Alan Bradley, to niezwykle utalentowana (nie tylko w dziedzinie chemii) i w pełni tego świadoma jedenastoletnia dziewczynka. Kolejne tomy uwielbianego przeze mnie cyklu tylko to udowodniły. I dlatego już na wstępie powiadam Wam – musicie poznać przygody tej niezwykłej dziewczynki. Po prostu musicie!
To, czego w żadnym tomie cyklu z przygodami Flawii de Luce nie może zabraknąć (zerknijcie również do tomu 1. i do tomów 2. i 3.), to trup. Tak też się jakoś dziwnie składa, że to właśnie Flawia jest zazwyczaj pierwszą, która na niego „wpada”. Cóż, takiego ma już pecha. Choć może powinnam napisać, że taka z niej szczęściara? No bo Flawia już tak ma, że kiedy widzi trupa, to jest rozdarta między obrzydzeniem a rozkoszą. No cóż, z reguły wygrywa to drugie. Wiem, dziwne, jak na taką małolatę. Biorąc jednak pod uwagę jej zamiłowanie do kryminalnych zagadek, to nie ma co się dziwić. Bo czymże byłoby życie bez zagadkowej śmierci? :)
Tych cieni oczy znieść nie mogą – tom 4
Tym razem morderstwa dokonano w jej własnym domu, kiedy to niemal cała wioska Bishop’s Lacey zjawia się, by obejrzeć występ znanej gwiazdy filmowej. A że śnieżyca odcięła im drogę powrotu, nie było wyjścia i musieli zostać w posiadłości Buckshaw. Kto zabił i dlaczego? Flawia jak zwykle rozpoczyna swoje własne śledztwo, tworząc przy okazji swoją własną listę podejrzanych.
W międzyczasie przygotowuje się do innego, równie ważnego zadania. Z racji, iż jest to okres świąteczny, postanawia raz na zawsze rozstrzygnąć kwestię istnienia Świętego Mikołaja. Planuje zastawić na niego pułapkę, a ma jej w tym pomóc jak zwykle nieoceniona chemia (Flawii zamiłowanie do tej nauki może być bardzo inspirujące dla innych, którzy muszą uczyć się tego „niechcianego” i „nikomu-nie-potrzebnego” przedmiotu w szkole. Przykład na to, że chemię da się lubić! Tym bardziej, że wbrew pozorom bardzo często przydaje się w życiu – przygody Flawii tylko to potwierdzają :)).
Gdzie się cis nad grobem schyla – tom 5
O tak, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. To właśnie w owym laboratorium Flawia czuła się najlepiej. Dzięki temu dziedzictwu mogła rozwijać swoją największą pasję, a przy tym miała idealne warunki do tego, aby skuteczniej rozwiązywać zagadki kolejnych morderstw. Bo tych zdawało się w jej życiu nie brakować. Tym razem padło na miejscowego organistę. Na dodatek w czasie planowanej ekshumacji świętego Tankreda. Czy mogło to mieć jakikolwiek ze sobą związek? Już Flawia poczyniła starania, by znaleźć odpowiedź na to pytanie. Szkoda tylko, że co niektórzy nie traktowali jej zbyt poważnie. Dorośli utrudniali jej prowadzenie śledztwa, przepędzali ją i lekceważyli, tak ze względu na wiek, jak i na płeć – a tego nienawidziła najbardziej! Wówczas to nie miała oporów, by korzystać ze swojej specjalności, jaką było warzenie trucizn. O tak! Truła na prawo i lewo – choć (póki co) tylko w swojej wyobraźni (tę zaś miała nieograniczoną).
Obelisk kładzie się cieniem – tom 6
Ta część różni się znacznie od pozostałych. Przede wszystkim ze względu na nieco poważniejszy ton narracji. W końcu też Flawia ma okazję dowiedzieć się nieco więcej na temat swojej dawno zaginionej matki. Poznaje jej historię, jej prawdziwą tożsamość i w gruncie rzeczy ma powody, być czuć się zaskoczoną. Co więcej, o swoim ojcu, ciotce i wielu innych osobach również dowiaduje się nowych, zadziwiających wręcz rzeczy. I jak się okazuje, nie bez przyczyny. Nawet morderstwo na dworcu kolejowym nie było przypadkowe.
Flawia zaczyna dojrzewać. Musi. Po tych wszystkich „rewelacjach” nie ma wyboru.
Ciężko jest pisać o każdym tomie oddzielnie. Szczerze powiedziawszy nie bardzo widzę sens. Wszak wszystkie są bardzo ze sobą powiązane i każdy z tych tomów daje odpowiedzi, każde z nich rozwija wątek i wyjaśnia powoli pewne sytuacje, zachowania, odkrywa tajemnice…
Bardzo ważne okazują się być relacje między Flawią a jej siostrami i ojcem. Niby bardzo chłodne, zdystansowane, z siostrami to nawet okrutne (zwłaszcza, gdy rozmawiają o swojej matce, Harriet), jednak po przeczytaniu kolejnych tomów wydają się być coraz bardziej zrozumiałe. Miłość, która ich łączy (bo łączy) jest trudna, wymagająca, ale i niezwykle głęboka. Alan Bradley udowadnia to między wierszami – wystarczy być uważnym czytelnikiem. Po prostu zaginięcie Harriet de Luce okazało się mieć zbyt wielki wpływ na ich dalsze życie, m.in. ich rodzinna posiadłość zostaje wystawiona na sprzedaż…
Alan Bradley stworzył rewelacyjny cykl – a zrobił to po mistrzowsku! Język, styl, fabuła, narracja – po prostu nie mam uwag. Historia Flawii de Luce jest tak dla młodzieży, jak i dla dorosłych i dlatego szczerze Wam ją polecam.
Ja jestem absolutnie zachwycona! Z niecierpliwością czekam na polskie tłumaczenie siódmej części. Będzie się działo!