Dzień Matki zbliża się coraz większymi krokami. Zaraz, zaraz… to już za 2 dni!
W tym roku jest to święto szczególnie mi bliskie, gdyż – jak dobrze przecież wiecie – sama jestem już mamą ♥ Życzeń córcia jeszcze mi nie złoży, ale jej uśmiech jest w stanie zrekompensować wszystko :) Dzisiaj jednak nie o tym. Dzisiaj chciałabym zwrócić uwagę na coś innego (choć poniekąd w temacie). Okazało się bowiem, że ostatnimi czasy przeczytałam kilka ciekawych książek. I co najistotniejsze – były to książki z macierzyństwem w tle (no tak się jakoś przypadkiem złożyło). I pomyślałam, że to dobra okazja, aby Wam o nich pokrótce opowiedzieć (tudzież przypomnieć, bo część z nich doczekała się recenzji na blogu), a tym samym zachęcić do sięgnięcia po nie tudzież sprezentowania ich swoim (choć innym też można) mamom. Z doświadczenia wiem, że dobrze się czyta o tym, co nam bliskie.
Książki z macierzyństwem w tle
Zimne ognie – Simon Beckett, wyd. Czarna Owca
Moje pierwsze spotkanie z autorem. Ponoć ma lepsze tytuły w swoim dorobku, ja jednak nie miałam porównania, a tym samym zbyt wygórowanych oczekiwań. Mniemam, że dzięki temu lektura tej książki była znacznie przyjemniejsza i dlatego mogę ją teraz Wam polecić.
Główna bohaterka, Kate, jest singielką, spełnia się zawodowo w swojej agencji PR, ale – co tu dużo mówić – jest w tym wszystkim bardzo samotna. Marzy jej się dziecko, choć… bez ojca. Z tego też względu decyduje się na sztuczne zapłodnienie. A że warunki wybranej przez nią kliniki nie są dla niej akceptowalne, postanawia wybrać dawcę nasienia samodzielnie. I gdyby to było takie proste…
Oczywiście, że skutki tego posunięcia nie należały do najprzyjemniejszych (mówiąc najłagodniej). Już sam pomysł, a raczej sposób jego realizacji sugerował najgorsze z możliwych. Jak widać, kobieta dla swojego dziecka (nawet tego nienarodzonego, co to dopiero jest w planach) jest w stanie zrobić absolutnie wszystko!
Para zza ściany – Shari Lapena, wyd. Zysk i S-ka
Książka, którą absolutnie polecam! Dla matek o mocnych nerwach! ;) No bo wyobraźcie sobie, że wychodzicie na spotkanie do znajomych (to nic, że mieszkają tuż obok!) i zostawiacie swoje półroczne dziecko (toż to moja Lidia teraz!) zupełnie samo, a gdy wracacie, to się okazuje, że ktoś to dziecko porwał!!! No masakra jakaś. Tacy mądrzy byli bohaterowie tej książki. A to, co się później okazało, to już przechodzi ludzkie pojęcie. Przeczytajcie koniecznie! (moja recenzja)
Światło między oceanami – M.L. Stedman, wyd. Albatros
Piękna książka, choć wiele w niej smutku. O bolesnych stratach i dość bladych nadziejach. Bardzo głośno się o niej zrobiło ostatnio, dzięki ekranizacji z Michaelem Fassbenderem, Alicią Vikander i Rachel Weisz w rolach głównych (film ciągle przede mną). To, na co ja chcę zwrócić uwagę, to dwie, bardzo okrutnie doświadczone matki. Jedna z nich dwa razy poroniła, za trzecim razem urodziła martwe dziecko i okazało się, że już nigdy więcej nie zajdzie w ciążę. Drugiej zaginęła córeczka i nikt nie dawał jej szans na powrót. Obie matki bardzo cierpiały. Obie były gotowe na wszystko… Bardzo poruszająca historia.
Stan nie!błogosławiony – Magdalena Majcher, wyd. Pascal
W tej książce mowa jest – że się tak wyrażę – o matce z przypadku. Pola i jej mąż nie planowali mieć dziecka. Nie teraz, gdy chcieli się skupić na swoich karierach. Los zdecydował za nich. Ponadto nieźle ich nastraszył. Oj, ciąża i macierzyństwo wiąże się z wieloma dylematami… (moja recenzja)
A na dokładkę:
Matka mojej córki – Magdalena Majcher, wyd. Pascal
DZISIEJSZA PREMIERA!
Ponownie o macierzyństwie nieplanowanym. Na dodatek – nastoletnim. Owszem, można powiedzieć, że dziecko było owocem miłości. Pierwszej miłości. Niemniej, nie dane było biologicznej matce tego dziecka zatrzymać… ale, ale! jest to również książka – podobnie jak „Zimne ognie” czy „Światło między oceanami” – o tym, jak wiele kobieta jest w stanie uczynić (niekoniecznie dobrych rzeczy), gdy zapragnie być matką… (moja recenzja)