Wyznaczanie sobie celów i sporządzanie planów ich realizacji to nie wszystko. Liczą się EFEKTY, rzeczywiste osiągnięcia. Zanim jednak uda nam się osiągnąć wszystko to, co sobie założyliśmy (a przynajmniej jakiś tego ułamek), musimy zacząć DZIAŁAĆ. O tak, bez działania nie ma efektu. Proste i jakże oczywiste. A jednak! Po podsumowaniu pierwszego miesiąca tego roku wiem jedno – DO DZIAŁANIA POTRZEBNA JEST DOBRA MOTYWACJA. Bez niej ani rusz. Tym bardziej, gdy lenistwo bierze górę. Skąd więc wziąć motywację? Nie zaskoczę Was pewnie pisząc, że Z JASNO SPRECYZOWANEGO CELU. No tak, i koło się zamyka. Ale! Chodzi o to, że wyznaczać sobie cele można na różne sposoby i jedne z nich mają większe, a inne mniejsze oddziaływanie. Pozwólcie więc, że podam siebie za przykład. Na początku tego roku postanowiłam podjąć się wyzwania polegającego na przeczytaniu 52 książek w 2016 roku. Co więcej, wybrałam nawet konkretne tytuły, z którymi zamierzam się zapoznać i poinformowałam Was o tym (a więc nie ma zmiłuj! ;)). Odpowiedzialność za publicznie wypowiedziane słowa stały się zatem największą motywacją do tego, aby trzymać się założonego planu i czytać przynajmniej 4 książki w miesiącu. I NIE! Nie robię tego dla ilości (jak niektórzy mogliby zasugerować). Robię to (czytam) przede wszystkim dla siebie i robię to dla/z wielkiej przyjemności. Ale książki stanowią też nieodłączny element mojego bloga, więc aby móc go rozwijać (w tym przypadku nie tylko dla siebie, ale dla Was przede wszystkim), MUSZĘ CZYTAĆ, BY MIEĆ O CZYM PISAĆ. Proste ;) No więc z tym czytaniem poradziłam sobie całkiem nieźle w styczniu – 5 tytułów mam za sobą. Jest sukces :) Gorzej jednak z samym pisaniem. No właśnie, bo nawet jeśli nie postanawiałam tego publicznie, to jednak bardzo zależało mi na tym, aby w tym roku ruszyć z większą parą. SYSTEMATYCZNOŚĆ, WIĘKSZA CZĘSTOTLIWOŚĆ POJAWIANIA SIĘ POSTÓW – tak miało być. Tak chciałam. Ale MYŚL nie przerodziła się w CZYN. Zabrakło motywacji? Myślę, że tak – tej w postaci dokładnie określonego celu. Bo cel typu „będę pisać więcej” nie jest konkretny i dlatego jego realizacja nie działa tak, jak bym tego chciała. Bo gdybym założyła sobie LICZBĘ artykułów, które miałabym sporządzić, DNI, w które miałyby się pojawić, wówczas byłoby inaczej. Tak myślę. Absolutnym wzorem do naśladowania jest w tym przypadku Olga z Wielkiego Buka (podziwiam!). I dlatego w lutym zamierzam – choćby w niewielkim stopniu – wziąć z niej przykład.
Ale zanim, to pomówmy jeszcze o styczniu. :)
KSIĄŻKI +
Tak jak wspomniałam powyżej, przeczytałam 5 pozycji (wszystkie z mojej rocznej listy TBR):
Malinche. Malarka słów – Laura Esquivel, Wydawnictwo Znak Literanova 2013
Opowieść o Malinalli, bohaterce meksykańskich legend i podań, nie do końca przypadła mi do gustu. Być może brak obeznania w danej kulturze czy też brak zrozumienia się do tego przyczynił… Pytanie tylko: dlaczego w takim razie w ogóle sięgnęłam po tę książkę? ;)
Przepiórki w płatkach róży – Laura Esquivel, Wydawnictwo Znak Literanova 2013
Gdybym zaczęła od tej pozycji, wówczas zrozumiałe by dla mnie było, dlaczego sięgnęłam również po tę wyżej. „Przepiórki…” są bowiem powieścią absolutnie magiczną. Autorka zauroczyła mnie historią, w której tradycja i pewne nakazy w danej kulturze stały się powodem cierpienia tak wielu pokoleń. Próba przeciwstawienia się wcale nie była taka prosta, a tym bardziej skuteczna. Warto przeczytać.
Przebudzona – Róża Lewanowicz, Wydawnictwo Replika 2015
Kontynuacja „Porwanej” nie zachwyciła mnie tak bardzo, jak pierwsza część (a ta zachwyciła mnie naprawdę bardzo bardzo), niemniej nie uważam, żeby czas spędzony na czytaniu „Przebudzonej”, był czasem straconym. Była akcja, była sensacja, podejrzani, policjanci z CBŚ, komandosi, najemnicy, Afganistan… Tylko tych rozterek damsko-męskich jak dla mnie za dużo i w niezbyt przekonującej formie.
Badyl na katowski wór – Alan bradley, Wydawnictwo Vesper 2010
i Ucho od śledzia w śmietanie – Alan Bradley, Wydawnictwo Vesper 2011
Uwielbiam cykl z Flawią de Luce w roli głównej! ♥ Uwielbiam tę małą, inteligentną dziewczynkę. Przekonała mnie do siebie już w „Zatrutym ciasteczku”. Na pewno więc sięgnę po kolejne tomy, w lutym zaś recenzja wyżej wymienionych ♥ ♥ ♥
+ Ja i Jakub zostaliśmy docenieni przez Marcina Gnata z 52 Book Challenge PL ♥
Nasze zdjęcie (lubię tak pisać, mimo że autorem niezaprzeczalnie jest Jakub – ale bądź co bądź ja mu pozowałam ;)) stało się bowiem inspiracją do stworzenia bardzo ciekawego konkursu, w którym do wygrania jest pakiet książek (a jak!). Miłe uczucie. :)
+ Wydawnictwo Replika zaproponowało mi objęcie patronatem kolejnej ich książki ♥
Więcej informacji już niebawem. :)
FILMY
W kinie byliśmy z mężem tylko raz. Ale za to na jakim filmie! „Nienawistna ósemka” w reżyserii Quentina Tarantino to film całkowicie w jego stylu! Bardzo mi się podobał i bardzo Wam polecam! Owszem, chwilami się dłużył, ale przymykam na to oko. ;) Moimi absolutnymi faworytami byli: Kurt Russell jako John Ruth ♥ oraz muzyka Ennio Morricone ♥ No i ta scena z kawą!!! Dla osób o mocnych nerwach. ;)
MUZYKA
Styczeń należał do Korteza ♥ Jestem nim totalnie zauroczona. Jakie to szczęście, że mój mąż znalazł tę płytę pod choinką. :) Więcej nie piszę, bo zapowiada się osobny wpis :)
NOWE NA PIĘKNEJ
- Motyle – Robert M. Jurga, kolorowanki edukacyjne od Wydawnicwa Vesper (x 2, a więc szykuje się KONKURS!)
- Mityczna stolica Mazur. Między Ełkiem a Lyck – Stefan M. Marcinkiewicz, Muzeum Historyczne w Ełku 2015
A NA BLOGU…
Tylko dwa wpisy (w tym dwie cudne sesje z Jakubem), ale w lutym powinno być ich więcej. ;)
- O moich postanowieniach noworocznych – Lubię ten czas (2015/2016).
- O tym, dlaczego nie powinnam czytać Kinga.
+ Ponad 800 polubień na Facebooku i prawie 300 obserwatorów na Instagramie.
DZIĘKUJĘ! ♥ ♥ ♥
A jak wyglądał styczeń u Was? Pochwalcie się Waszymi osiągnięciami. Dajcie znać, jeśli czytaliście, słuchaliście lub oglądaliście coś wartego polecenia. Linki do Waszych podsumowań równie mile widziane :) A nuż zainspirujecie mnie i innych czytelników mojego bloga :)