Muminki. Małe, przyjazne trolle, które znają wszyscy (choć notabene pewnie większość – w tym również ja – bardziej z tej wersji serialowej). A co z ich autorką? Co z „Mamą Muminków”? Ja, przyznaję, niewiele wiedziałam na jej temat. Właściwie to chyba nic poza tym, że była fińską pisarką dla dzieci. No właśnie… sami widzicie, jak niewiele wiedziałam. Na szczęście pozostały po niej listy. Listy Tove Jansson, które – co tu dużo mówić – są prawdziwą skarbnicą wiedzy o niej samej.
Ludzie listy… pisali
Niegdyś, zwłaszcza w czasach, gdy nie było jeszcze telefonów komórkowych i komputerów/internetu (a przynajmniej nie u każdego), pisanie listów było powszechnym zjawiskiem. Ja również pisałam kiedyś listy. Korespondowałam z różnymi osobami i nie ukrywam, że było w tym coś niesamowitego. Na te listy naprawdę się czekało. A potem czytało się je wielokrotnie, odpisywało się na nie i znowu czekało się na odpowiedź. Ach, wspomnienia (na szczęście zachowane na papierze). Dzisiaj wiele się zmieniło. To są już zupełnie inne (choć w gruncie rzeczy wcale nie gorsze) czasy i inne obyczaje. Ale o tym nie muszę Wam pisać, przecież sami doskonale o tym wiecie.
Listy Tove Jansson
Wracając do Tove Jansson. Ona również pisała listy. Choć to może za mało powiedziane. Ona je wręcz produkowała! Bo pisała naprawdę bardzo, bardzo dużo (w sumie ponoć około 100 tysięcy listów), przez wiele, wiele lat (praktycznie przez większość swojego życia). Przede wszystkim do swoich najbliższych: do rodziny, przyjaciół, ukochanych… Ale nie ma co się dziwić, bo traktowała to pisanie jako rozmowę z nimi. Czuła, że dzięki tym listom ma ich jakby obok siebie. Że może im wszystko powiedzieć, a oni jej wysłuchają. Potrzebowała tego kontaktu. Potrzebowała czuć, że nie jest sama. Potrzebowała dzielić się swoimi przemyśleniami i tym, co się u niej działo. Ona po prostu uwielbiała to robić! Uwielbiała pisać!
Czytając jej listy, miałam wrażenie, jakbym czytała jej… dziennik. Dokładnie tak, bo tyle się można było z nich dowiedzieć (również na tematy intymne, te tak bardzo osobiste). Dla mnie zaskoczeniem było już choćby to, że pisarką to ona została, ale dopiero później. Bo kształciła i trudniła się przede wszystkim w sztuce malarstwa i rysunku i z tym wiązała swoją zawodową przyszłość – nie miałam pojęcia! Dużo też podróżowała. Dużo rozmyślała. To niezwykle intrygująca, ciekawa i nietuzinkowa osoba. A jaka zmienna! A jaka wolna (i nie w sensie poruszania się)! W tych listach można było obserwować, śledzić proces jej dojrzewania – przemiany młodej dziewczyny w dojrzałą, niezależną kobietę. Z wielką przyjemnością, a nieraz zadziwieniem poznawałam dalsze jej losy, uczucia, myśli… W miłości też bywało u niej różnie. Byli i mężczyźni i… kobiety. Szukała swojego miejsca, szukała również – jakby to nie zabrzmiało – prawdziwej siebie.
Listy… to dopiero początek
„Listy Tove Jansson” to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów Muminków (to rzecz jasna), ale nie tylko. To pozycja, która zachwyci również te osoby, które z Muminkami niewiele mają wspólnego. Bo Tove Jansson to przede wszystkim świetna pisarka, cudowna opowiadaczka i zachwycająca osobowość. Warto poświęcić jej tych kilka wieczorów. Myślę, że Was wówczas nie zawiedzie i że na jednym spotkaniu z nią (na jednej książce) nie poprzestaniecie (ja po przeczytaniu „Listów…” od razu zakupiłam 3 pierwsze części serii o Muminkach, a to dopiero początek :)).
Warto! Naprawdę warto!