Jeszcze nie tak dawno pisałam Wam o powieści pt. „Stan nie!błogosławiony”, a tu proszę, już kolejny tytuł autorstwa Magdaleny Majcher za rogiem. „Matka mojej córki” w sprzedaży od 24 maja, a ja przychodzę dziś do Was z przedpremierową recenzją tejże pozycji.

Matka mojej córki

Magdalena Majcher po raz kolejny sięgnęła po motyw ciąży/macierzyństwa w swojej twórczości (sama jest matką, więc w sumie nie ma co się dziwić – temat jej bliski). Tym razem jednak w znacznie cięższej (niewyobrażalnej wręcz, jak dla mnie) odsłonie. Oj, dała autorka nieźle popalić swojej bohaterce, oj dała. Nina, o której mowa, nie może więc nazwać siebie szczęściarą. Owszem, robi karierę w bankowości, ma pieniądze, facetów. Tylko co z tego, skoro jest tak bardzo samotna i tak wielką, okropną tajemnicę, taki wielki ból nosi w swoim sercu… Na domiar złego niespodziewanie umiera jej ojciec. Wraca więc do swojego rodzinnego domu, do matki i siostry, nie zdając sobie sprawy, że przyjdzie jej się w końcu zmierzyć z własną przeszłością. Zdradzę tylko tyle: Nina jako szesnastoletnia dziewczyna zaszła w ciążę, dziecka jednak nie dane jej było zatrzymać…

Muszę przyznać, że czytając tę książkę, czułam wielki niesmak. Po prostu nie mogłam zrozumieć, nie mogłam uwierzyć! Moim zdaniem to, co przytrafiło się tej młodej dziewczynie (i to ze strony tak bliskiej jej osoby!) oraz jej maleństwu, nie powinno mieć miejsca. Swoją drogą, ciekawa jestem, czy autorka słyszała o podobnej sytuacji w realnym życiu? Czy to jednak tylko jej (Magdaleno? ;)) wyobraźnia? Wiem, wiem, bardzo enigmatycznie to wszystko brzmi, ale nie chcę Wam ujawniać szczegółów fabuły. Zapewniam jednak, że działo się – mnie ta historia wciągnęła. Koniec końców każda z nas (jako matka czy jako córka) mogłaby się (chcąc nie chcąc) kiedyś w podobnej sytuacji znaleźć (czego oczywiście nie życzę).

Wtedy – teraz

Akcja powieści prowadzona jest dwutorowo, z czym autorka radzi sobie doskonale. Zgodnie z zapisem w książce – wtedy i teraz. I bardzo się z tego rozwiązania cieszę, gdyż uwydatnia ono tę niewątpliwą i jakże silną zależność między przeszłością a teraźniejszością. Od przeszłości nie da się uciec, ale i czasu też się nie cofnie – oba sformułowania są prawdziwe. Niemniej można się postarać pewne rzeczy naprawić. Jest to możliwe, choć wymaga nieraz bardzo dużej odwagi. I o tym między innymi jest ta książka. O naprawianiu błędów i o drugich szansach.

Rola, którą musiała odegrać

Autorka porusza w swoich książkach trudne, ale ważne tematy. Nie zawsze jest pięknie i kolorowo. Bywa, że życie zbyt mocno doświadcza i w danej chwili nie widzi się innego wyjścia, niż odegranie roli narzuconej przez innych. Wewnętrzne dylematy moralne rozdzierają serce. I czasem popełnia się ten błąd, podejmuje się decyzję, od której zdaje się nie być powrotu…

Magdalena Majcher radzi sobie z pisaniem coraz lepiej. Przekonuje mnie przystępny, lekki w odbiorze styl i język, którymi się posługuje. Jej bohaterowie nabierają coraz ciekawszych kształtów – jednych się lubi, innych wręcz nie znosi, co tylko przybliża ich do osób z krwi i kości. Cieszy również fakt, że mimo iż autorka tworzy powieści obyczajowe, skierowane głównie do kobiet, to stara się nie powielać utartych schematów. Rozterki miłosne nie są dla niej priorytetem przy wymyślaniu nowych treści. I bardzo dobrze! Polecam!

Za książkę dziękuję: Autorce i Wydawnictwu Pascal 
Bo piękne rzeczy dzieją się w kulturze.
Bądźmy w kontakcie!