Co to był za koncert! Michaela „Patchesa” Stewarta miałam już okazję posłuchać na żywo, wiedziałam więc, czego mogę się po nim spodziewać (gdybyście nie wiedzieli, to podpowiem, że jest światowej sławy trębaczem jazzowym, pochodzącym z Nowego Orleanu). Enrico Bevilacqua (basista) był zaś dla mnie zupełną niewiadomą. Nie znałam jego muzyki, przyznaję, mogłam więc jedynie liczyć na miłe zaskoczenie podczas tego kolejnego wieczoru spędzonego w Jazz Club Papaja w Ełku (22.04). Nie przeliczyłam się.
No bo jak mogłam się przeliczyć, skoro muzyka, którą grali, miała w sobie tyle pozytywnej, zarażającej energii, radości. Na dodatek towarzyszyli tej dwójce inni, tak bardzo uzupełniający ich artyści, a mianowicie: Michał Dąbrówka (perkusja), Jan Smoczyński (instrumenty klawiszowe) oraz Radek Nowicki (saksofon).
Wciągające riffy, zachwycające, dynamiczne solówki (nieraz bardzo zmysłowe), tak dobrze zauważalne partnerstwo między muzykami, świetny kontakt Patchesa z publicznością, w tym nawet wspólne „śpiewanie” podczas jednego z utworów ;) – to był znakomity koncert! Wróciłam do domu z uśmiechem na twarzy. :)
I aż sama się sobie dziwię, iż nie ciągnęło mnie kiedyś (dla usprawiedliwienia dodam, że baaaardzo dawno temu ;)) do muzyki instrumentalnej, bez wokalu – wydawała mi się „niepełna” (być może dlatego, że sama śpiewam). Tak bardzo się myliłam.




Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji posłuchać Stewarta, Bevilacqua, Dąbrówki, Smoczyńskiego i Nowickiego, razem lub z osobna (w innych projektach), to koniecznie nadróbcie tę zaległość. Nie bądźcie obojętni wobec tych nazwisk!