Paullina Simons i jej sześć dni w… Polsce. Tak, tak, to właśnie z okazji jej pobytu w naszym kraju (16-21.05) postanowiłam napisać parę słów na temat jedynej książki danej autorki, jaką miałam okazję przeczytać (fakt, miałam o tej pozycji napisać już dawno dawno temu, ale cóż – tak wyszło). Dostałam ją od wydawnictwa Świat Książki przez przypadek (zamawiałam do recenzji inny tytuł). Niemniej nie żałuję, a wręcz bardzo się z tego przypadku cieszę.
Sześć dni w Leningradzie
Simons jest autorką wielu bestsellerowych powieści, jednak to saga o losach Tatiany i Aleksandra przyniosła jej największą sławę. „Jeździec Miedziany” (mniemam, iż kojarzycie, nawet jeśli – tak jak ja – nie czytaliście) jest pierwszą częścią owej trylogii. I to właśnie o początkach powstania tej historii, o sentymentalnej podróży do rodzinnych stron po wieeelu latach nieobecności, opowiada w książce „Sześć dni w Leningradzie”.
Paullina Simons urodziła się w Leningradzie (obecnie Petersburg), ale dziesięć lat później wyjechała wraz z rodziną, by już nigdy – jak sądziła – do tego miejsca nie wrócić. Wróciła jednak. Dwadzieścia pięć lat później, w towarzystwie ojca (co nie było bez znaczenia). Chciała jedynie zebrać materiały do „Jeźdźca…”. I chyba sama się tego nie spodziewała, jak wiele wspomnień się w niej obudzi, jak wiele rzeczy będzie musiała zrozumieć i jak ważna będzie to podróż.
Nie jest to książka, którą należałoby streszczać. Simons podzieliła się z czytelnikami bardzo osobistymi przeżyciami i zdawała się być przy tym bardzo szczera i otwarta. Trzeba tę książkę przeczytać od początku do końca, by w pełni (o ile w ogóle jest to możliwe) poznać jej odczucia, tak względem kraju jej dzieciństwa (zarówno w latach 70., jak i w 90.), jak również względem ojca. No tak, bo to historia nie tylko o niej samej. To historia o ludziach wokół. Bliższych i dalszych. A relacja między nią a jej ojcem (obok relacji Simons-Rosja) ma w tej historii bodaj największe znaczenie. Tak wielu rzeczy wcześniej nie dostrzegała. Ta podróż otworzyła jej oczy. I chyba również serce.
Bardzo emocjonalna powieść. Wsiąknęłam w tę historię, tym bardziej, że była prawdziwa. Na dodatek Paullina Simons ma bardzo dobre, lekkie pióro, dzięki czemu nie chciało się tej książki przerywać. Świetny styl autorki, zdecydowanie warty poznania.
Polecam!