Paullina Simons i jej sześć dni w… Polsce. Tak, tak, to właśnie z okazji jej pobytu w naszym kraju (16-21.05) postanowiłam napisać parę słów na temat jedynej książki danej autorki, jaką miałam okazję przeczytać (fakt, miałam o tej pozycji napisać już dawno dawno temu, ale cóż – tak wyszło). Dostałam ją od wydawnictwa Świat Książki przez przypadek (zamawiałam do recenzji inny tytuł). Niemniej nie żałuję, a wręcz bardzo się z tego przypadku cieszę.

Sześć dni w Leningradzie

Simons jest autorką wielu bestsellerowych powieści, jednak to saga o losach Tatiany i Aleksandra przyniosła jej największą sławę. „Jeździec Miedziany” (mniemam, iż kojarzycie, nawet jeśli – tak jak ja – nie czytaliście) jest pierwszą częścią owej trylogii. I to właśnie o początkach powstania tej historii, o sentymentalnej podróży do rodzinnych stron po wieeelu latach nieobecności, opowiada w książce „Sześć dni w Leningradzie”.

DSC_2006

Paullina Simons urodziła się w Leningradzie (obecnie Petersburg), ale dziesięć lat później wyjechała wraz z rodziną, by już nigdy – jak sądziła – do tego miejsca nie wrócić. Wróciła jednak. Dwadzieścia pięć lat później, w towarzystwie ojca (co nie było bez znaczenia). Chciała jedynie zebrać materiały do „Jeźdźca…”. I chyba sama się tego nie spodziewała, jak wiele wspomnień się w niej obudzi, jak wiele rzeczy będzie musiała zrozumieć i jak ważna będzie to podróż.

Nie jest to książka, którą należałoby streszczać. Simons podzieliła się z czytelnikami bardzo osobistymi przeżyciami i zdawała się być przy tym bardzo szczera i otwarta. Trzeba tę książkę przeczytać od początku do końca, by w pełni (o ile w ogóle jest to możliwe) poznać jej odczucia, tak względem kraju jej dzieciństwa (zarówno w latach 70., jak i w 90.), jak również względem ojca. No tak, bo to historia nie tylko o niej samej. To historia o ludziach wokół. Bliższych i dalszych. A relacja między nią a jej ojcem (obok relacji Simons-Rosja) ma w tej historii bodaj największe znaczenie. Tak wielu rzeczy wcześniej nie dostrzegała. Ta podróż otworzyła jej oczy. I chyba również serce.

DSC_2002

Bardzo emocjonalna powieść. Wsiąknęłam w tę historię, tym bardziej, że była prawdziwa. Na dodatek Paullina Simons ma bardzo dobre, lekkie pióro, dzięki czemu nie chciało się tej książki przerywać. Świetny styl autorki, zdecydowanie warty poznania.

Polecam!

PS. Czytaliście książki P. Simons? Jaki tytuł polecacie?
Autorem powyższych zdjęć jest Jakub Ćwiklewski.