Kolejny wpis w ramach cyklu: PRZECZYTAŁAM – POLECAM (książki zebrane), czyli tytuły, które przeczytałam i chciałabym Wam polecić, a o których nie powstały osobne wpisy. Wraz z tytułami – moje krótkie OCHY i ACHY na ich temat. Nie przedłużając…
Przeczytałam – polecam
Dziecko śniegu – Eowyn Ivey, Pascal
Tytuł ten miałam w planach już od dawna. Nie miałam jednak tej książki w swoim domu. Na szczęście od jakiegoś czasu korzystam z zasobów Legimi i „Dziecko śniegu” również udało mi się tam znaleźć. Muszę przyznać, że lubię takie baśniowe klimaty, nieco mroczne, bardzo tajemnicze, a przy tym niosące jakieś przesłanie. Przenikanie się dwóch światów – realnego z magicznym – sprawia, że czytelnik odczuwa dużą niepewność podczas czytania. Może się domyślać, co się wydarzy na kolejnych stronach, ale nigdy nie wie na pewno. To budzi swego rodzaju ekscytację.
„Dziecko śniegu” to opowieść inspirowana starą, rosyjską baśnią o Śnieżynce – dziewczynce ulepionej ze śniegu przez parę bezdzietnych staruszków. W omawianej przeze mnie pozycji to Jack i Mabel są tymi, którzy szukają ukojenia po wielkiej stracie. I to oni, przy swoim domu na Alasce (dokąd w gruncie rzeczy uciekli i gdzie zamieszkali), lepią ze śniegu małą dziewczynkę, by następnego dnia nic po niej nie zostało. Tylko te ślady dziecięcych stópek i ten cień niewielkiej postaci, szybko znikającej za drzewami – czy to możliwe, by istniała naprawdę? A może to tylko objawy rodzącego się z rozpaczy szaleństwa?
To bardzo piękna, choć trudna opowieść o miłości. O potrzebie i pragnieniu bycia rodzicem. O wolności, ale i poświęceniu siebie dla innych. O tym, że nie zawsze jest to takie proste i oczywiste. Nieśpieszna lektura na – wszak zimowy jeszcze – wieczór. Warto!

Jak kominiarzy śmierć w proch zmieni – Alan Bradley, Vesper
Flawia, ach ta Flawia! W końcu przychodzę do Was z moją opinią na temat najnowszej, siódmej już części przygód z jej udziałem (o poprzednich pisałam tutaj). Sporo się zmieniło – co nie wszystkich jej fanów zadowala – przede wszystkim otoczenie i bohaterowie (brakuje choćby starego, poczciwego Doggera). Flawia została wysłana do Kanady, do Żeńskiej Akademii panny Bodycote (do tej samej, w której, notabene, uczyła się mama jedenastoletniej bohaterki). I tu już bez zmiany, bowiem już pierwszej nocy jest świadkiem odkrycia – jakżeby inaczej! – okopconego i zmumifikowanego ciała. Ta to ma szczęście(?) do trupów! Niezwykłe jest jednak to, z jakim upodobaniem ta mała podchodzi do śmierci, a raczej śledztwa z nią związanego. Zagadki kryminalne to – poza chemią – największa z jej pasji! I trzeba przyznać, że radzi sobie z ich rozwiązywaniem wyśmienicie. Flawia jest czujna, bardzo spostrzegawcza, szybko się uczy – a to na pewno przydatne cechy.
Za dużo słów. Doskonale wiedziałam, że najskuteczniejsze kłamstwa to te najkrótsze.
Alan Bradley, „Jak kominiarzy śmierć w proch zmieni”
Dla mnie Alan Bradley cały czas trzyma poziom. Nie czuję spadku ani zmęczenia materiału. To chyba dlatego, że tak bardzo uwielbiam Flawię. Dla mnie to postać, którą wykreował wręcz po mistrzowsku. Taka nietuzinkowa, jedyna w swoim rodzaju. I jakżebym mogła nie polecić, no jak?
Do kupienia TUTAJ.

Uśmiech J. – Aneta Zamojska, Suite 77
„Uśmiech J.” to druga po „Sekundach do szczęścia” powieść Anety Zamojskiej, notabene ełczanki. Przyznaję, że byłam bardzo ciekawa tej pozycji. W grudniu, w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Ełku, odbyło się spotkanie promujące ów premierowe dzieło, na którym byłam i podczas którego nasłuchałam się trochę na temat tego enigmatycznego wówczas jeszcze tytułu. I teraz, już po lekturze, będę z Wami szczera – nie jest to pozycja wybitna. ALE! Uważam, że z wielu powodów warto się z nią zapoznać.
Główna bohaterka, dziewiętnastoletnia Marta ma tylko jedno marzenie – chce malować. I ma ogromne szanse, by robić to zawodowo – wystarczy, że dostanie się na swoją wymarzoną Akademię Sztuk Pięknych. Szczerze powiedziawszy, nic nie wskazywało na to, by miała się na nią nie dostać. Los jednak sprawił, że na jej drodze pojawił się Janek. No właśnie…
Przyznaję, że do pewnego momentu tej historii byłam nieco znużona. Wydawała mi się być zbyt przewidywalna i sztampowa. Z czasem jednak wszystko zaczęło się zmieniać. Byłam wręcz zaskoczona, jak bardzo autorka postanowiła namieszać w życiu Marty. Taka tragedia! I tak ciężko było o tym czytać. Potem zresztą działo się niewiele mniej. Aneta Zamojska zdawała się nie mieć litości dla swoich bohaterów (i czytelników!). Ale można to zrozumieć, biorąc pod uwagę, że autorka zawodowo zajmuje się rozwojem osobistym i coachingiem – problemy, których dotyka w swoich powieściach, nie są więc przypadkowe. Aneta Zamojska poprzez swoje pisanie próbuje pokazać, że z każdej, nawet najgorszej sytuacji w naszym życiu jest jakieś wyjście! Wiem, jak to brzmi – frazes! Niemniej jest w tym trochę prawdy. Los bywa okrutny, ale można próbować się jemu sprzeciwić. To nigdy nie jest proste, ale możliwe, czasem wręcz konieczne.
Nie wiem, czy historia Marty nie jest przesadzona, ale wiem, że budzi bardzo silne emocje. Jako lokalna patriotka ;) nie mogę inaczej, jak polecić Wam tę książkę. Podejrzewam, że może Was mocno zaskoczyć.
