„Róża północy”, to książka o skomplikowanej współzależności ludzkich losów, potędze przekazywanego z pokolenia na pokolenie niezwykłego daru intuicji i jasnowidzenia, bogatych indyjskich dziedziczkach, wytwornych angielskich lordach i ogromnej sile miłości.
Powyższy opis ze strony Wydawnictwa Albatros zdaje się najlepiej przedstawiać to, o czym traktuje powieść bestsellerowej autorki Lucindy Riley. Z drugiej strony wydaje mi się jednak, że potrzeba dużo więcej słów, aby w pełni przekazać to, jak niezwykłą i fascynującą historię udało jej się stworzyć. Jestem absolutnie zachwycona prozą Riley. I aż dziw bierze, że wcześniej o niej nie słyszałam (a przynajmniej nie przypominam sobie).

To kolejna książka, którą dostałam zupełnie niespodziewanie i gdyby nie to, być może wcale nie zwróciłabym na nią uwagi. To również kolejna książka, która, mimo iż sama jej nie zamówiłam, bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Powiem więcej, „Róża północy” to powieść, która pochłonęła mnie bez reszty! W tygodniu nie miałam zbyt wiele czasu na wielogodzinne „zaczytywanie się”, ale gdy wczoraj (w sobotę) się do niej dorwałam, to nie byłam w stanie jej odłożyć, dopóki nie skończyłam jej czytać (czyli ok. 3.00 nad ranem – już świtało). Czym mnie tak bardzo zachwyciła? Będę z Wami absolutnie szczera – wszystkim!
Mroczna historia Anahity Chaval
To, co przytrafiło się Anahicie Chaval budzi całą paletę uczuć – od niedowierzania po wielkie współczucie, żal, smutek i złość łącznie. Urodziła się i zmarła w Indii. Przeżyła 101 lat, doczekawszy się dzieci, wnuków i prawnuków. Jednemu z tych ostatnich, w dniu setnych urodzin, powierzyła manuskrypt, opisujący historię jej życia. Nie zrobiła tego jednak bez przyczyny. Miała swoje tajemnice, których nie chciała zabierać do grobu. Nie mogła też przekazać ich byle komu. Po raz kolejny musiała zdać się na swoją intuicję przy wyborze „dziedzica”. Wszystko po to, by odkryć prawdę. By udowodnić, że się nie myliła i że jej pierworodny syn, który rzekomo umarł, nie skończywszy nawet trzech lat, którego akt zgonu został jej przedstawiony, żył nadal.
Musiało jednak minąć parę lat, musiało też wydarzyć się coś ważnego i trudnego w życiu Ari Malika („wybrańca” Anahity), by ten zainteresował się na poważnie opowieścią prababci. Gdy już to jednak zrobił i gdy się udał do Anglii, by szukać odpowiedzi, historia ta okazała się być dużo mroczniejsza, niż mógłby przewidywać…


Róża północy – niezwykły, egzotyczny, a przy tym jakże tajemniczy okaz
„Róża północy” miała swoją polską premierę 15 czerwca br., a ja Was mocno zachęcam do zapoznania się z tą historią. Nie chcę nic więcej zdradzać, bo nie taki jest sens moich recenzji. Chcę Wam jedynie przekazać, że jeśli zdecydujecie się, by po tę powieść sięgnąć, czeka na Was niezwykła podróż w czasie, tak do Indii, jak i Anglii z początków XX wieku. Będziecie mieli okazję poznać wyjątkową, ale jakże smutną historię niezwykłej, młodej kobiety, której nie dane było w pełni cieszyć się z miłości, jaka jej się przytrafiła. Znaleźli się bowiem ludzie, w oczach których nie była jej godna i za nic nie chcieli zmienić swojego nastawienia. A to, niestety, zrodziło wielką tragedię, która swym zasięgiem objęła zbyt wiele osób…
Lucinda Riley ma świetne pióro i bardzo ciekawie potrafi opowiadać. Podczas czytania czuć było, że fabułę omawianej przeze mnie powieści miała doskonale przemyślaną (swoją drogą, bardzo ciekawa jestem pozostałych jej książek). Wiedziała, co i w jaki sposób chce swoim czytelnikom przekazać. Dzięki temu dałam się wciągnąć w wymyśloną przez nią opowieść, mając przy tym wrażenie, jakbym miała do czynienia z prawdziwymi wydarzeniami i jeszcze prawdziwszymi bohaterami. O tak, Lucinda Riley włożyła wiele serca w tę historię.
Piękna i poruszająca. Po stokroć polecam „Różę północy” ♥♥♥